Józef Mąkowski
Gdy wchodził do klasy natychmiast milkłyśmy i bacznie obserwowałyśmy jego zachowanie. Jeśli położył dziennik niedbałym ruchem na brzegu katedry i usiadł za nią, znaczyło to: „wszystko w porządku”.Ale jeśli wszedł do klasy drobnym, energicznym krokiem, rzucił na blat dziennik, i przemierzał klasę od drzwi do okna w tę i z powrotem, oznaczało to tylko jedno: „wysilcie szare komórki, skupcie się, przypomnijcie sobie przynajmniej trzy lekcje wstecz, będę odpytywał”. Tę mimiczną zapowiedź trzeba było potraktować bardzo poważnie.
Był dobrym, łagodnym człowiekiem, ale nie znosił nieuctwa i lenistwa. I chociaż nigdy nie powiedział do żadnego ucznia: ty głąbie! Jego wzrok, jakim patrzył na nieprzygotowanego sztubaka mówił znacznie więcej. Szanowałyśmy go bardzo i nie chciałyśmy zasłużyć na takie spojrzenie.
Gdy był w dobrym humorze opowiadał nam o Francji. Razem z nim spacerowałyśmy po Paryżu. Mówił do nas szybko i z zachwytem, o Luwrze, wieży Eiffla, Moulin Rouge, Place de la Concorde, zabytkach, pomnikach, obrazach... Niepostrzeżenie przechodził na język francuski i mówił, mówił, mówił, aż do momentu, kiedy musiałyśmy mu przerwać, bo nasz francuski –uczniowski, nie pozwalał nam nadążyć za jego opowieścią. Przestałyśmy rozumieć,o czym jest jego opowieść wygłaszana z pasją i miłością do tych miejsc, które znałyśmy z jego słów i które tak bardzo chciałyśmy kiedyś zobaczyć na własne oczy. (A był rok 1970. Wyjazd do Francji nie był taki oczywisty, jak dziś. Dzisiaj wystarczy chcieć i mieć pieniądze).
Kiedy po chwili dotarło do niego, że za nim nie nadążamy, wracał do języka polskiego.Mówił z mniejszą swadą, jakoś nieporadnie i zniechęcony przechodził do tematu lekcji. Lubiłyśmy te jego opowiadania, chociaż w takich chwilach przychodziło nam do głowy, że nasz profesor myśli po francusku i dlatego mówienie po polsku o jego ukochanej Francji wychodzi mu dużo gorzej.
Józef Mąkowski. Urodził się w Łopienniku w powiecie krasnostawskim w Lubelskiem. W 1962 roku ukończył filologię romańską na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie i zaczął szukać swojego miejsca na ziemi. Telefonicznie. Dzwonił do Gdańska, do wielu miast w poszukiwaniu pracy. W końcu zadzwonił do Zielonej Góry. W kuratorium powiedziano mu, że w Żaganiu wakuje stanowisko nauczyciela, ale musi uczyć także łaciny. Zgodził się bez wahania, po czym... pilnie zaczął uczyć się tego języka.
Do Żagania przyjechał w 1962 roku.Miał wtedy dwadzieścia sześć lat. Otrzymał posadę nauczyciela języka francuskiego w tutejszym Liceum Ogólnokształcącym i ogromną miłość jego pierwszej klasy, w której wziął wychowawstwo. Jego uczniowie odwiedzali go w domu, wyjeżdżali z nim na obozy, pracowali z nim i pamiętali o nim jeszcze długo po ukończeniu szkoły. A on kochał szkołę, kochał ludzi, kochał swoich uczniów, kochał Francję i kochał życie nad życie.
W Żaganiu poznał swoja przyszłą żonę i towarzyszkę jego pasji. Los chciał, że urodziła się we Francji. Tam pozostał jej dziadek, gdy jej rodzice wrócili do Polski.
Dzięki serdecznym kontaktom z kolegami ze studiów, przy ich wsparciu udało mu się nawiązać, jako pierwszemu na naszym terenie, młodzieżowe kontakty polsko-francuskie. W tym czasie Józef Mąkowski był już dyrektorem LO im. Stefana Banacha.
W 1977 roku lokalna prasa pisała: „ Jak dotąd – tylko trzy licea ogólnokształcące w Polsce współpracują ze szkołami francuskimi. To w Żaganiu liczy ponad 500. uczniów. Nauka odbywa się w klasach profilowanych, wśród których znajdują się klasy humanistyczne z poszerzonym programem nauczania języka francuskiego. Szkoła, jako pierwsza w Polsce,stosuje audiowizualną metodę nauczania francuskiego, noszącą nazwę „de vivewoix.”
Sam Józef Mąkowski o nawiązanych kontaktach z państwowym Liceum Koedukacyjnym w Besançon mówił: Sprawa leżała mi na sercu od wielu lat. Wiedziałem, ze przedsięwzięcie jest trudne, wierzyłem jednak w końcowy sukces. Mimo przychylności i pomocy wielu oddanych tej sprawie ludzi, a szczególnie radcy kulturalnego Ambasady Francuskiej w Warszawie, realnych kształtów nabrała dopiero wiosną 1976 roku.Podpisaliśmy z przybyłym do naszego Liceum ambasadorem Francji Louisem Dauge’rem akt o współpracy zwany „unią bliźniaczą” między obydwiema szkołami.
Już w sierpniu 1976 roku LO Banacha gościło 20 osobową grupę francuskich licealistów. Rewizyta miała miejsce w lutym tegoż roku. Polscy uczniowie przebywali cztery dni w Paryżu i dwa tygodnie u rodzin francuskich kolegów w Besançon. Józef Mąkowski dopiął swego. Jak wspomniałam wcześniej, dzięki kontaktom z przyjacielem ze studiów.
Kontakty z czasów studenckich sprawiły, że od lutego do listopada 1973 roku J. Mąkowski spędził w Wietnamie. Pojechał tam „na paszporcie dyplomatycznym”. Pracował jako tłumacz przy ambasadorze w wojskowej misji rozjemczej w ramach International Commision of Control and Supervision–Vietnam (Międzynarodowej Komisji Kontroli i Nadzoru), która zajmowała się między innymi wymianą jeńców wojennych.
Po powrocie J. Mąkowskiego z tej misji poprosiłam go, żeby opowiedział nam oswojej pracy w Wietnamie. Spotkał się chętnie z młodzieżą w Polarowskim klubie przyzakładowym „Pająk’, który mieścił się w piwnicach urzędu miasta. Nie mówił o samej misji (pewnie obwiązywała go tajemnica). Ale opowiadał o samym Wietnamie, jego egzotycznej dla nas przyrodzie, architekturze i ludziach. Wyświetlał slajdy przedstawiające pola ryżowe, egzotyczne drzewa „kroczące’,palmy, pagody.
Mówił z taką samą pasją, jaką zapamiętałam z lekcji francuskiego, kiedy opowiadał namo Paryżu. Miał błyszczące oczy, uśmiechał się i odpowiadał na wszystkie pytania. Nie poganiał, nie patrzył na zegarek. Spotkanie dobiegło końca dopiero, gdy zaspokoił ciekawość obecnych.
Józef Mąkowski. Mój nauczyciel języka francuskiego lubił przebywać z ludźmi, lubił dzielić się z nimi swoją wiedzą,lubił mieć ich wielu wokół siebie. Spraszał do domu przyjaciół i nowo poznanych ludzi. Miewał gości z Polski i z wielu egzotycznych krajów, nawet z dalekiej na owe czasy Japonii. Gdy się zapamiętał w „nocnych Polaków rozmowie” potrafił przyprowadzić do domu gości nawet o trzeciej nad ranem. Mąkowscy prowadzili dom otwarty.
Ale najważniejsza dla niego była rodzina. Potrafił w drodze z nad morza do Żagania wstąpić „po drodze” do Lublina by odwiedzić mieszkającą tam matkę i siostry. Do rodziny zawsze mu było po drodze. Po pracy,gdy wracał zmęczony do domu grywał z synami w szachy. Rozmawiał z nimi i żartował.
Pędził przez życie, wszystkiego chciał dotknąć, wszystkiego spróbować, wszystkiego doświadczyć. W 1978 roku wraz ze swoimi synami wyruszył w ostatnią podróż, z której nigdy nie wrócili.
Jego uczniowie odwiedzają go nadal. Jest pochowany na cmentarzu komunalnym w Żaganiu. Pochylcie głowy nad jego mogiłą z należnym Mu szacunkiem.
bo to właśnie człowiek z pasją, tak niewielu jest ich teraz, w tym zagonionym swiecie
OdpowiedzUsuńPiekna opowieśc o Józku Mąkowskim,szlachetnym człowieku,szanowanym przez wielu zaganiaków.Był moim przyjacielem.Jego ulubiona piosenka,, Ajci ajci ajci księżyc zrobił w majci,gwiazdki to ujrzały strasznie się usmiały.Księżyc zawstydzony zgubił kalesony,więc zgadnijcie dzieci czym on teraz swieci,,
OdpowiedzUsuńZapamiętałam tę frywolną piosneczkę ciut inaczej: poszedł księżyc ajcii narobił w majci,gwiazdy to widziałyz księżyca się śmiały.Księżyc zawstydzonyściągnął kalesonyi zgadnijcie dzieciczy on teraz świeci?
OdpowiedzUsuńWanda, piękny tekst. Kontynuuj. Czekam niecierpliwie na dalsze postaci.A może by tak książkę wydać?pomyśl o tym> Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńdziękuję za wspomnienie Profesora
OdpowiedzUsuńmialam przyjemnosc i zaszczyt poznac osobiscie Jozefa "Andrzeja" Makowskiego bo nasze rodziny przyjaznily sie w tamtym czasie. Wiele wspomnien i obserwacji zasianych w mojej dzieicecej glowie zyje do dzis, nawet nie wiedzlama jak dobrze pamietam ...
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy opis prof. Mąkowskiego dodał na forum pan Jurek:http://www.makowski.zagan.pl/index.php?option=com_kunena&Itemid=0&func=view&catid=9&id=6#6
OdpowiedzUsuńPiszę obecnie książkę o ludziach, których spotkałem. Na pozycji nr 1 jest nasz Dyrektor P. Mąkowski, a potem wielu innych, m.in. nasz Papież, Z. Zapasiewicz, J. Czapski, S. Meller i wielu innych. Dziękuje za ten tekst i pamięć o moim też Nauczycielu i Dyrektorze (rocznik 1974-78).
OdpowiedzUsuń