Po raz pierwszy zdarzyło mi się uczestniczyć w tak fatalnie przygotowanych wyborach. Niemal całkowitą winą obarczam Państwową Komisję Wyborczą i rządzącą koalicję PO PSL. To zdumiewające i niezrozumiałe jest, dlaczego na trzy miesiące przed najważniejszym aktem demokracji, jakimi są wybory rozpisuje się przetarg na system zliczający głosy. Nic dziwnego, że zgłosiła się do przetargu jedyna firma. Żaden odpowiedzialny informatyk nie zgodziłby się na napisanie programu, tak ważnego, tak znaczącego, w tak absurdalnie krótkim terminie. Taki program wymaga testowania, poprawiania i uszczelniania. Wymaga wielokrotnych prób wykluczających pomyłki i hakerskie ataki. Powinien taki system być klarowny, szczelny i czysty jak żona Cezara. A na dwa tygodnie przed wyborami docierały do publicznej wiadomości informacje, że system nie działa, zawiesza się, sypie i nie spełnia żadnych standardów i wymogów. Sporządzony jest na kolanie, byle jak, przez byle kogo. System do liczenia głosów w firmie Nabi