Przejdź do głównej zawartości

Babcia Sąsiadka

WŁADYSŁAWA KRYGIER

 

Urodziła się 20 stycznia 1917 roku w Kole w biednej rodzinie jako piąte dziecko. Była surowa zima, czas wojenny, w domu panował głód. Ojciec wędrując od wsi do wsi pracował dorywczo u ludzi, rąbał drewno, wykonywał proste prace w gospodarstwach,naprawiał sprzęty, latem pracował w polu. Matka zajmowała się domem i dziećmi. Najstarsza siostra Anielka w wieku trzynastu lat została oddana na służbę w domu mieszczańskim.

Władzia rosła zdrowo, pracowała ciężko pomagając matce i opiekując się młodszym rodzeństwem. Nie myślała o zabawie, o lalkach,czy beztroskim bieganiu po polu. W jej rodzinie dzieci pracowały. Nosiły wodę ze studni, od kiedy tylko mogły udźwignąć wiadro. Pracowały w polu wraz z matką w zamian za worek kartofli, koszyk warzyw, lub parę kilogramów pszenicy na mąkę. Matka prała pościel, bieliznę, koszule i pięknie haftowane obrusy bogatszym paniom. Obowiązkiem Władzi było wyprane, nakrochmalone i wymaglowane rzeczy odnieść do pańskich domów i odebrać zapłatę.

 Matka była bardzo religijną kobietą, dbała by dzieci szły w niedzielę do kościoła. Nie przeszkadzało jej to jednak wierzyć w gusła, strzygi i „zamawianie” chorób. Była prostą kobietą, nauczyła się tak zwanej „życiowej mądrości”. Zmagała się zbiedą, pracowała ciężko, rodząc kolejne dzieci i nigdy nie skarżąc się na swój los. Po prostu, żyła tak jak wiele innych kobiet w Kole. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że można coś zmienić, żyć inaczej, lepiej. W 1930 roku, gdy Władzia miała już trzynaście lat, pewnego gorącego dnia w czas żniw i najcięższej pracy w ich domu pojawiła się Pani z Warszawy.

Władzia była bardzo ciekawa wystrojonej Pani. Jakiż to interes mogła mieć do jej mamy? Ale kazano jej wyjść z mieszkania, zabrać ze sobą młodsze rodzeństwo, bo dorośli muszą porozmawiać. Wyszła posłusznie. Po pewnym czasie matka wezwała ją do domu. Okazało się, że Pani szuka posługaczki. Władzia bardzo się bała opuszczenia domu. Znała tylko swój mały świat, nigdy nie opuszczała rodzinnego domu, nie wyjeżdżała z Koła. Teraz, jak Anielka, pojedzie w świat, do dalekiej Warszawy. Będzie zarabiać pieniądze. Przecież w domu tyle „gąb” do wykarmienia.

Nie pojechała od razu. Dopiero, gdy minęło pracowite lato, przyszła szara jesień i w domu nie było za wiele roboty, mama spakowała jej skromny odziewek do węzełka, dała na drogę błogosławieństwo i święty obrazek. Przyjechała po nią Pani z Warszawy i Władzia ruszyła w świat.

         Źle jej było u Pani z Warszawy. Pracować musiała ponad siły nastoletniej dziewczynki. Nosiła węgiel, prała, paliła w piecach, sprzątała. Nie znała nikogo, żadnej przyjaznej duszy nie miała koło siebie. Nawet poskarżyć się nie miała komu. Zatem wieczorem, zmęczona kładła się na łóżku i płakała cichutko. Bladym świtem budzono ją do obowiązków. Tak minęła długa zima.

Wiosną odwiedziła Panią z Warszawy Pani Aptekarzowa.Porozmawiała i zabrała Władzię do swojego domu. Aptekarzowa miała dwoje dzieci, Władzia miała pomagać Pani Aptekarzowej w domowych obowiązkach. Pan Aptekarz nauczył Władzię pisać i czytać. Pani Aptekarzowa nauczyła Władzię gotować „pańskie” potrawy, cerowania, prasowania. Kupiła jej nową sukienkę z perkalu i buciki. Raz w miesiącu pozwalała Władzi jechać do mamy. Za każdym razem oprócz zarobionych pieniędzy Władzia wiozła  do domu cały koszyk dobrego jedzenia od Pani Aptekarzowej. Chwaliła sobie nowe miejsce pracy. Tu było jej lepiej i mniej tęskniła za domem.

Gdy wybuchła II wojna światowa Władzia była już dorosłą panną. Miała dwadzieścia dwa lata i była najwyższa pora iść za mąż.  Rodzice wydali ją po sąsiedzku. Henryk był dobrym człowiekiem. Nie pił, nie podnosił ręki na żonę, miał fach. Był wziętym stolarzem. Robił dla ludzi łóżka, stoły, strugał grabie, umiał wiele potrzebnych rzeczy zrobić.

   Nie nacieszyła się Władzia mężem długo. Poszedł na wojnę, zostawił ją z synkiem przy piersi i nigdy nie wrócił. Zginął zaraz na początku wojny. Władzia sama musiała zadbać o zarobek na dziecko i siebie. Zostawiła małego Henia teściowej i ruszyła z powrotem do Warszawy na służbę u Aptekarzowej.

 W czas zawieruchy wojennej była cennym nabytkiem dla rodziny Aptekarzów. Jeździła na wieś po prowiant, szmuglowała do Warszawy mięso i inne dobra. W niedziele musiała kopać wraz innymi młodymi kobietami okopy. Niemcy wozili je ciężarówkami do tej ciężkiej pracy i pilnowali, żeby pracowały wydajnie do zmierzchu. Potem mogły wracać do domu.

Warszawa była drogim miastem. Za tę samą kwotę można było kupić w Kole dwa razy więcej jedzenia. Władysława krążyła miedzy rodzinnym domem a Warszawą przez całą wojnę.

        Kiedy wojna dobiegła końca Władysława wyszła za mąż po raz drugi. Urodziła jeszcze piątkę dzieci. Przeprowadzała się kilkakrotnie, żeby wreszcie na stałe osiąść w Żaganiu. Pracowała przy pielęgnacji miejskich zieleńców, prowadziła dom,chodziła do kościoła i żyła podobnie jak w czasach swojej młodości. Najważniejsze było dla niej mieć pieniądze na dom, rachunki, utrzymanie. Podobnie jak jej matka uważała, że najważniejszy jest pełny brzuch, szacunek u ludzi i uczciwe życie. Drugi mąż jej się nie udał. Ale szanowała go, bo tak trzeba, bo to mąż, bo mężczyzna. Słuchała się go, chociaż miała swoje zdanie i często umiała je przeforsować, tak, żeby myślał, że realizuje jego nakazy.

        Poznałam Panią Władysławę w 1984 roku, kiedy jako młoda mama szukałam niani dla swoje córeczki. Babcia Sąsiadka – tak ją z czasem nazywaliśmy, powtarzając za naszą córeczką- miała już 67 lat w chwili, gdy została nianią dla mojego dziecka. Była energiczną i pracowitą kobietą. Wiecznie goniącą za zarobkiem

Popołudniami siadywała na ławeczce przed domem, uśmiechała się do przechodzących ludzi i rozmawiała z nimi życzliwie. Bardzo się różniła od swoich rówieśniczek. Nie biegała codziennie do kościoła, nie była zgorzkniała ni złośliwa. Nie umoralniała młodych. Nie mówiła im: „ za moich czasów...”

         Raz jednak pogniewała się na swoją koleżankę, która ośmieliła się jej powiedzieć, że jest od niej grubsza. Bardzo to przeżyła. Okazało się (było to dla mnie szokującym odkryciem!), że mimo swojego wieku Pani Władzia ciągle czuje się kobietą, która chce się podobać. Miała pooraną zmarszczkami twarz, ubytki w uzębieniu, była tęga i rubaszna. Ale na koleżankę pogniewała się. Zwłaszcza po tym, jak ta żeby ją udobruchać powiedziała: no przecież jesteśmy stare baby! Nie czuła się wcale stara. Niańczyła cudze dziecko, pomagała swoim dzieciom w wychowywaniu wnuków. Prała, sprzątała, robiła zakupy. Co drugi tydzień zmywała klatkę schodową od pierwszego piętra w dół, cały długi korytarz. Była młoda duchem, pogodna, wesoła. Zabolały ją słowa koleżanki.

 Z czasów dzieciństwa i wojennej młodości pozostał w niej nieuświadomiony lęk przed głodem. Lubiła dobrze, tłusto zjeść. Preferowała boczek, golonkę i zawiesiste zupy. I ciągle zabiegała o pieniądze. Wydawała je bardzo racjonalnie. Nie lubiła –jak twierdziła- wydawać pieniędzy na zbytki.

        Około osiemdziesiątki „zwolniła obroty”. Umarł jej mąż i coś w niej pękło. Nadal siadywała na ławeczce przed domem, prowadziła życzliwe rozmowy z przechodniami, ale musiała już prosić o pomoc przy wieszaniu firanek, nie myła już klatki schodowej. Jej ciało odmówiło posłuszeństwa. Przygarbiła się, włosy jej posiwiały, przerzedziły się, pomarszczona twarz zapadła. Skarżyła się na wiele dolegliwości.

Nadal była życzliwa ludziom. Bała się tylko samotności. Przychodziła do mnie, siadywała na krześle przy kuchennym stole i opowiadała historie ze swego długiego życia.

O tym jak posługiwała u Aptekarzowej, jak podczas szmuglu wieprzowiny do Warszawy Niemiec postrzelił ją w kolano, jak musiała wynosić zwłoki ze zbombardowanego szpitala. Chętnie opowiadała o czasach swojej nielekkiej przecież młodości.

 Mówiła spokojnie, prostymi słowami, jakby opowiadała o cudzym życiu. Nigdy nie gubiła wątku. Nie użalała się. Mówiła o przeżyciach swojej młodości ze spokojem, odnosiło się wrażenie, że godziła się na to, co ją spotkało. Po prostu takie jest życie, tak musiało być. Nie buntowała się, nie mówiła, że przegrała życie. Umarła w wieku 96 lat.

Komentarze

  1. w tamtych latach takie były życiorysy, tacy ludzie:) życiorys podobny bardzo do życiorysu mojej Mamy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, podobne życiorysy. Tyle że mojej mamie pani Władysława odnosiła by pranie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Normalny "szary człowiek", zwykła kobieta a tak niezwykły życiorys!My mamy teraz lepiej

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prezesie,tego ci ludzie nie wybaczą!

Znakomita większość Polaków, rozumiejąc powagę zagrożenia karnie poddaje się rygorom związanym z koronawirusem. Chociaż boleją nad tym, że w świąteczny czas nie zasiądą gromadnie przy rodzinym stole. Nie pójdą na tradycyjny wielkanocny spacer do źródła Dohny. Nie zobaczą kwitnących w parku przylaszczek. I nie pójdą na cmentarze odwiedzić groby swoich rodziców, dzieci, bliskich. Mówią sobie: Trudno. Prawo jest prawem. Wspierają się wzajemnie słowami: Przeczekajmy, jeszcze będzie normalnie, jeszcze będzie pięknie. A ty co? Ty, panie Kaczyński w świetle kamer urządzasz sobie spektakl pogardy do swoich rodaków. Pokazujesz, że masz nas wszystkich głęboko.. gdzieś! Ty jesteś ponad prawem ! Ty ostentacyjnie, gardząc uczuciami Polaków, ich bólem, ich potrzebami zasapakajasz swoją potrzebę wizytowania pomnika smoleńskiego. Idziesz tam w otoczeniu wiernych pretorian, ochroniarzy i dziennikarzy, a niech widzą obywatele, że mi wolno! Ty, panie prezesie idziesz na cmentarz oddać cze

Fałszerze z PIS-u, czyli podpisy „na zaś”

Na wieczornym posiedzeniu sejmu, na którym „klepnięto” ustawę o korespondencyjnych wyborach, poseł Budka bezskutecznie dopytywał, jak to możliwe, że pod projektem tejże ustawy są podpisy posłów PiS których fizycznie nie ma w Sejmie ?? Mało tego ich nie ma w Warszawie, bo głosują zdalnie ze swoich domów?? Mimo to pod projektem znalazło się 38 podpisów posłów PiS, m.in. byłego ministra środowiska Henryka Kowalczyka, obecnego w sejmie, który jak mówi podpisał się osobiście. Pytany o to , w jaki sposób PiS zebrało pozostałe podpisy, powiedział, że "część in blanco”. Bez cienia zażenowania, bez obawy o to, że może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej, poseł przyznaje, że PiS OSZUKUJE !!                                  Praktykę zbierania podpisów in blanco w PiS opisała w 2017 roku Wirtualna Polska. Posłowie PiS przyznali wówczas, że "są one potem wykorzystywane przy składaniu projektów ustaw". - Takie blankiety krążą na posiedzeniach klubu i wszyscy się

Nigdy nie powiem: Moher, który się sprzedał za 500+

Wielokrotnie powtarzam, że n ie mówię: Głupie mohery. Nie mówię: Sprzedali się za 500+ Nie mówię: Tylko głąby po podstawówce głosują na PiS. Na PiS zagłosowało wielu robotników, pracowników najemnych, rolników, mieszkańców malutkich miasteczek. Myślałam o tym, dlaczego tak właśnie zagłosowali?? Czy nie rozumieją, że PiS manipuluje? Łamie prawo, konstytucję i kręgosłupy? Czy nie wiedzą, że PiSowcy wypłacają sobie kolosalne nagrody? Zatrudniają „kolesi” w spółkach Skarbu Państwa? Czy nie wiedzą, że TVP kłamie? Czy nie wiedzą co to przyzwoitość, uczciwość, prawdomówność?? Ależ wiedzą! Doskonale odróżniają dobro od zła. Zatem czemu głosują i będą głosować na PiS ?? Trzeba wrócić do źródeł, żeby zrozumieć Wróćmy do czasu transformacji ustroju. Postsolidarnościowi bojownicy o wolną Polskę, wśród nich byli oczywiście dzisiejsi członkowie PiS, przejęli władzę i zachłysnęli się wolnością. Na kraj i obywateli patrzyli swoimi oczami inteligentów sponiewieranych przez system, Chc