Lekceważenie prawa
Od zawsze mieliśmy przepisy prawa tak sformułowane, że potrzebowaliśmy tłumacza z „biurokratycznego” na polski, żeby zrozumieć, co autor przepisu miał na myśli. Obecnie, odkąd jesteśmy w Unii ten stan tylko się pogłębia. Rozrosła się nam biurokracja do granic absurdu. A biurokracja to cudowne narzędzie do sprawiania, by rozwiązanie kwestii prostychi oczywistych zaczęło graniczyć z cudem.
Dość powiedzieć, że jak ktoś policzył, dekalog składa się z 279 słów, a przecież stanowi mądre, uniwersalne prawo! Wystarczyłoby, gdyby ludzie przestrzegali tylko jednego przykazania: kochaj bliźniego swego, jak siebie samego, aby życie stało się miłe i proste.
Deklaracja Niepodległości ma 300 słów, a na niej opiera się prawo największego kraju demokratycznego.
Ale już na przykład dyrektywa Unii Europejskiej w sprawie przewożenia cukierków karmelkowych składa się z 25 911 słów! Aż tyle trzeba słów, żeby wyjaśnić, jak przewozić cukierki!? Czy w ogóle trzeba instrukcji do sprawy tak oczywistej!?
Do tej komplikacji dochodzi jeszcze nie spójne prawo stanowione przez rodzimych legislatorów.
Ostatnio byłam świadkiem rozmowy dwóch osób, które zajmują się pomaganiem bezrobotnym w osiągnięciu wyższych kwalifikacji. Obie mają za zadanie pomoc w znalezieniu pracy osobie bezrobotnej. Cel szczytny i nie łatwy. Jaki mamy rynek pracy, każdy widzi.
Obie rozmawiające osoby mają jeden cel. Jednak zatrudnione są w innych instytucjach, te zaś pracują w oparciu o inne ustawy i przepisy.
Bezrobotny, który chce skorzystać z tzw.: unijnego projektu musi spełniać podstawowy warunek, mianowicie musi być zarejestrowany w urzędzie pracy i posiadać status osoby bezrobotnej. Ale, skoro się tylko zdąży zarejestrować,nie może odmówić proponowanego mu przez urząd zatrudnienia, ustawa żąda również od niego stawiania się na wyznaczone w urzędzie terminy. Zatem, bezrobotny ma obowiązek na siedem dni przed przystąpieniem do projektu, zgłosić ten fakt w urzędzie pracy i zadeklarować, że udział w rzeczonym projekcie, nie ogranicza w żaden sposób jego gotowości do podjęcia pracy. A przecież to nie prawda! Bywa, że zajęcia w ramach projektu wymagają od bezrobotnego codziennego, kilkugodzinnego uczestnictwa w szkoleniu. Gdyby podjął pracę nie będzie miał czasu na zajęcia, ba! Nie będzie miał prawa uczestniczyć w projekcie, bo nie będzie zarejestrowanym bezrobotnym. A że chce podnieść kwalifikacje (zwłaszcza, że za darmo!), robi wszystko, żeby urząd pracy w tym okresie pracy mu nie zaproponował.
Jednak ustawa o przeciwdziałaniu bezrobociu, która obowiązuje urzędy pracy, stwierdza, że osoba zarejestrowana, to taka, która jest gotowa do podjęcia pracy. A naczelnym zadaniem urzędu jest kierowanie ofert pracy do zarejestrowanych bezrobotnych. Dopiero, gdy nie ma dla takiej osoby odpowiedniej oferty pracy, bezrobotny może dostać wsparcie w postaci kursów i szkoleń, które zmienią lub podniosą kwalifikacje zarejestrowanego tak, że będzie mu łatwiej znaleźć pracę.
Jak te dwie sprawy pogodzić? Które przepisy złamać, lub ominąć?
I tu wracamy do wspomnianej na wstępie rozmowy. Kierownik projektu zarzuca urzędnikowi z urzędu pracy, rzucanie kłód pod nogi bezrobotnemu: On powinien być dziś na szkoleniu! Urzędnik pracy odpowiada: On powinien być dziś w urzędzie na spotkaniu informacyjnym, żeby wiedział jak działa ustawa, jakie z niej wynikają prawa i obowiązki!
Na to kierownik projektu: A co mnie obchodzą jakieś duperelne paragrafy! Ja mu daję kwalifikacje!
Urzędnik pracy: Ja mam dla niego pracę w jego zawodzie. Jak złamie przepisy ustawy o przeciwdziałaniu bezrobociu, straci status osoby bezrobotnej i nie będzie mógł uczestniczyć w waszym projekcie!
Kierownik projektu: Ja jestem po to, żeby pomagać!
Urzędnik urzędu pracy: Mamy wspólny cel, my też jesteśmy po to, żeby pomagać!
Kierownik projektu: Mnie obowiązują przepisy i procedury!
Urzędnik urzędu pracy: My też mamy swoje przepisy i procedury!
Który z rozmawiających ma rację? OBAJ!
Taka schizofrenia prawna istnieje w wielu dziedzinach naszego życia i daje o sobie znać w wielu przypadkach. Wystarczy przeczytać (!?) umowę bankową, instrukcję do PIT, prawo budowlane, jakiekolwiek inne prawo i zestawić go z innym, które powinno pasować, a nie pasuje. To daje możliwość niemal dowolnej interpretacji. Urzędnik ZUS sobie. Urzędnik US sobie. A my tkwimy po środku i w razie rozpatrywania racji zawsze stoimy na przegranej pozycji, wszak nieznajomość prawa szkodzi!
Coś tu nie gra! Mamy prawo, które musimy omijać, żeby funkcjonować. Po co uchwalać zapis zabraniający palenia papierosów w parku, skoro z góry wiadomo, że jest to prawo nie egzekwowalne? Nigdy nie powinniśmy usłyszeć z ust kierownika projektu słów: A co mnie obchodzą jakieś duperelne paragrafy! Ale coraz powszechniejsze staje się lekceważenie prawa. Bo jest ono nie zrozumiałe, bo jego przepisy wzajemnie sobie przeczą, bo ludzie nierozumieją tych wykluczających się postanowień. Jedynym wyjściem zdaje się być łamanie przepisów lub ich omijanie. Złe prawo powoduje łamanie prawa, nawet tego dobrego. Wszak jeden precedens powoduje skłonność do powszechnego łamania prawa i do tolerowania tego faktu przez innych.
Tylko jedna uwaga - od 2004 roku nie obowiązuje ustawa o przeciwdziałaniu bezrobociu. Obecnie mamy ustawę o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy.
OdpowiedzUsuń