Moja wizyta w Parlamencie UE
8 maja wstałam o trzeciej nad ranem. Do tej pory myślałam,że nie ma takiej godziny. Ale jest! Więc, gdy zadzwonił budzik w telefonie, karnie pomaszerowałam do łazienki, by po chwili zasiąść do filiżanki porannej kawy. Czekała mnie długa, trzynastogodzinna podróż do Strasburga.
Pojechałam tam na zaproszenie profesora ekonomii posła do Parlamentu Europejskiego Bogusława Liberadzkiego. Pogoda dopisała, było ciepło i słonecznie, im dalej na południe Europy, tym cieplej. Na miejsce noclegu do hotelu w Mutzig dotarliśmy około godziny 19.00. Zakwaterowanie poszło sprawnie, zatem po rozlokowaniu w pokoju, wypakowaniu bagażu można było natychmiast oddać się przyjemnościom: zwiedzania i smakowania lokalnych produktów okolicznych winnic. W końcu Francja serami i winami stoi!
Rano, tuż po śniadaniu, około godziny 10.00 wyruszyliśmy do Strasburga.
Strasburg to jedno z niewielu miast na świecie, których centrum zostało sklasyfikowane przez UNESCO jako światowe dziedzictwo kultury ludzkości. Warto zwiedzić centrum miasta. Położone na swego rodzaju wyspie otoczonej ze wszystkich stron kanałami. Koniecznie trzeba zobaczyć monumentalne budowle, powstałe z charakterystycznego dla tego regionu czerwonego piaskowca. Szczególnie polecam katedrę Notre Dame a w niej wciąż działający zegar astronomiczny. Cudo techniki! (Fundacja l’ Oeuvre Notre - Dame opiekuje się kościołem nieprzerwanie od 1015 roku). W czasie mojego pobytu trwały tam prace renowacyjne koronkowej, ażurowej, zbudowanej zgodnie ze sztuką średniowieczną wieży.
Po zwiedzeniu centrum miasta warto wybrać się do bardzo klimatycznej okolicy zwanej Petite France (Małą Francją), leżącą na poprzecinanych kanałami wysepkach. Ma charakterystyczną dla starej Francji zabudowę i liczne knajpki kuszące lokalną kuchnią.
Na zwiedzanie Strasburga trzeba sobie zarezerwować, co najmniej kilka dni. Ja niestety, tyle czasu nie miałam! O czternastej mieliśmy umówione spotkanie. Lunch z Bogusławem Liberadzkim i zwiedzanie Parlamentu UE. Nie wypada się spóźnić, zwłaszcza, gdy gospodarz jest człowiekiem zapracowanym i ma kalendarz wypełniony po brzegi. Profesor czekał na nas przed wejściem do gmachu. To olbrzymi budynek, bryła ze szkła, jego kubatura robi ogromne wrażenie na zwiedzających.
Po przejściu formalności (bramka z wykrywaczem metali itp.), weszliśmy do wnętrza. Od razu aparaty fotograficzne poszły w ruch. Wszyscy chcieliśmy mieć pamiątkę z tego niezwykłego miejsca. Nasz gospodarz cierpliwie pozował do zdjęć i prowadził nas do kolejnych miejsc wartych uwiecznienia. Po długiej sesji zdjęciowej posililiśmy się w restauracji, a raczej bistro – coś w rodzaju baru szybkiej obsługi. Bierzesz tacę, sztućce i wędrujesz wzdłuż lady z daniami. Wybrałam rybę z rusztu z warzywami ugotowanymi aldente, surówki, pucharek owoców w syropie i butelkę wody. Po posiłku Bogusław Liberadzki zaprosił na do małej sali konferencyjnej (ok. 150 miejsc), gdzie mogliśmy porozmawiać z naszymi europarlamentarzystami. W spotkaniu uczestniczyli Prof. Liceradzki, Wojciech Olejniczak oraz przybyły z Polski specjalnie na nasze spotkanie Bogusław Wontor.
Ponad tysiąc kilometrów od domu, rozmawialiśmy o sytuacji w kraju, i o tym, czym obecnie zajmował się Parlament UE, bowiem byliśmy w Parlamencie w trakcie posiedzenia plenarnego Izby. Panowie odpowiadali na nasze pytania, komentowali bieżące wydarzenia gospodarcze i polityczne. Po tym zajmującym wydarzeniu przeszliśmy na galerię, z której przysłuchiwaliśmy się obradom Parlamentu. Dwie godziny później wybraliśmy się na kolację w towarzystwie wspomnianych wyżej posłów. Dołączyli do nas: małżonka Profesora (bardzo serdeczna, ciepła dama), poseł Zemke oraz posłanka Joanna Senyszyn. Kolacja miała miejsce w bodaj najstarszym, czynnym nieprzerwanie setki lat lokalu w Strasburgu. Działalność tej gospody datuje się od ok.1200 roku! Ulokowana jest w starej zabytkowej piwnicy kamienicy tuż przy katedrze i serwuje dania kuchni alzackiej, bosko smakującej ciężkiej, tłustej, a furda tam, raz kozie śmierć – warto było! Przy kolacji europosłowie dosiadali się do kolejnych stolików, wszyscy obecni mogli porozmawiać z naszym przemiłym gospodarzem jego żoną i europosłami. Znowu aparaty poszły w ruch. Poważnym rozmowom o polityce, ale i żartom nie było końca. Około północy wróciliśmy do hotelu w Mutzig. Pora odpocząć, przed nami kolejny dzień zwiedzania i spotkań.
O tym opowiem w kolejnym wpisie.
Interesująco, optymistycznie i pięknie!!!Czekam na cd...pozdrawiam
OdpowiedzUsuńteż bym tak chciał!
OdpowiedzUsuń