Koniec kampanii
Pooszły konie po betonie! Dobrze, że kampania wyborcza dobiegła do mety. Jestem zmęczona tym festiwalem obietnic, pobożnych życzeń, obiecanek – cacanek i gruszek na wierzbie. Mam po szyję kłótni, pomówień, awantur i procesów sądowych w trybie wyborczym. Mam po uszy słuchania, kto jest głupi a kto głupszy. Mam dość zwisających z każdego płotu, muru i drzewa strzępów plakatów pracowicie (złośliwie) zrywanych przez konkurencję i nalepianych od nowa przez „swoich”. Mam głęboko... gdzieś cytaty z książek kandydatów.
Obiecano nam tyle dobrobytu, szczęścia, zdrowia, pomyślności, że powinno nam starczyć na dwa życia! Obiecano nam podwyżkę pensji i... obniżkę pensji (w zależności od tego, kto i w jakim środowisku obiecywał). Obiecano podwyżkę emerytur. Obniżenie podatków i zwiększenie podatków (w tym przypadku więcej mają zapłacić bogatsi). Zwiększenie wydatków na ochronę zdrowia, pomoc socjalną i walkę z bezrobociem.
Będą tanie mieszkania, będzie nas stać na żłobki i przedszkola, będziemy jeść tylko zdrową żywność (precz z GMO!). Obiecano nam gładkie jak stół drogi i autostrady, obiecano mosty na każdej rzeczce, w miejsce przepraw promowych. Obiecano nam prawdziwy rozdział kościoła od państwa, opodatkowanie księży, obiecano, że nie będzie już, „co łaska”, tylko podatek wiernych na rzecz swojego kościoła.
Obiecano, że KRUS będzie uporządkowany i korzystać z niego będą prawdziwi rolnicy – producenci żywności, którzy zapłacą prawdziwą składkę na swoją przyszłą emeryturę.
Obiecywali wszyscy wszystkim. Wszyscy, zgodnie z obiecankami kandydatów- gdyby te się spełniły- będziemy piękni, zdrowi i bogaci.
Każdy otrzymał taką obietnicę, jakiej oczekiwał. A nawet taką, o jakiej nie śmiał marzyć. Zwłaszcza zapłakana pani Krystyna ma obiecaną pracę i dobrobyt. Mocno w to uwierzyła, wszak obietnicę złożył sam premier!
Swoją drogą dość zabawne mi się zdało, że 54 letni premier nazwał 54 letnią panią Krystynę „starszą panią”. No, cóż panie premierze, tak właśnie wygląda sterana twardym życiem pana rówieśnica! Czekamy na niedzielne wybory i spełnienie obiecanek. Ach, tylko pan Czesław Dolecki, on jeden, jedyny już jest po wyborach! Już wie, że obietnice się nie spełniają. Umyty, wygolony, w nowym garniturze przybył na obiecaną pogawędkę z premierem, ale ten raczył zapomnieć, że zaprosił rodaka na rozmowę. Wsiadł premier do tuskobusa i pognał dalej. Czesław Dolecki, otoczony wianuszkiem dziennikarzy, stał zdziwiony na drodze i patrzył w siną dal, gdzie zniknął wyborczy, klimatyzowany autokar, unoszący jego interlokutora. Z obiecanej pogawędki nici.
Uf! Dobrze, że nie wyłączyło mi się samodzielne myślenie!
Jutro pójdę spokojnie na zakupy, ogarnę po całym tygodniu mieszkanie i spotkam się z przyjaciółmi. Może nawet wychylę drinka za zdrowie kandydujących. Zwłaszcza psychiczne.
I pomyślę. I przeanalizuję ten grad obietnic. I zastanowię się, kto (która partia), może być najbliższa spełnienia, chociaż w części swoich obietnic? I przypomnę sobie obietnice z przed czterech lat. Które spełniono? Które nie?
A w niedzielę wstanę rano, wypiję kawę, zjem śniadanie i z jasnym umysłem, pójdę zagłosować. Oczywiście, że pójdę! Wybiorę. Żebym miała prawo narzekać na swojego kandydata, jeśli mnie zawiedzie. Wszak „nieobecni nie mają racji!”
Wszyscy powinniśmy pójść zagłosować. Wybrać najlepiej, zgodnie z naszym sumieniem i przekonaniami. Wybierzmy przyjazne państwo, dobre, sprawiedliwe, niezrzucające kosztów kryzysu na barki najsłabszych. Głosujmy, niekoniecznie na jedynkę. Dajmy szansę nowym kandydatom, może wniosą w zgnuśniały światek polityczny świeże spojrzenie na Polskę i nasze interesy. Nasze – obywateli. Na każdej liście są nowe twarze. Może uda się nam wybrać ludzi nieoderwanych od rzeczywistości. Którzy jeszcze wiedzą, ile młodzieży jest bez pracy, ile kosztuje życie, nauka, mieszkanie, przedszkole? Którzy nie zapomną zaraz po wyborach, jak długo czekamy w kolejkach do lekarzy, i ile zarabiamy, jeśli pracujemy?
Pójdę. Zagłosuję.
Trzeba pomyśleć o sobie i zagłosować. Zobaczę, co to zmieni?
OdpowiedzUsuńJa nie pójdę chyba, bo co to zmieni:((
OdpowiedzUsuńBiernością obywatelską w czasie wyborów jestem zawsze zdumiona, nie miałabym odwagi nią się wykazać, no cóż? - kwestia tożsamości społecznej gdzieś się pogubiła w edukacyjnej ścieżce...pPozdrawiam Cię Wando pogodnie mimo zaokiennej niepogody i życzę tylko optymistycznych powyborczych dywagacji /sobie też i wszystkim odwiedzającym Twój blog/KN-k
OdpowiedzUsuń