Chociaż poranki bywały jeszcze zimne, popołudnia słoneczne i ciepłe zachęcały mnie do spacerów po mieście. Chyba lepiej, żebym po pracy siedziała w domu, mniej widziałabym dziur, niedoskonałości i niemocy rządzących.
Zacznę od Rynku. Od dziury w Rynku otoczonej wstrętnym, zardzewiałym, niebezpiecznym dla przechodniów, blaszanym płotem. Przechodzę obok niego – chciał, nie chciał – najmarniej dwa razy dziennie. Brudnej, zaśmieconej dziury w centralnym miejscu miasta, już nikt nie śmie nazywać placem budowy. Zdaje się, że czas minął. Właściciel działki miał pięć lat na budowę. Nie wykorzystał tego czasu zgodnie z umową. Teraz na płocie widnieje tabliczka: „Teren prywatny wstęp wzbroniony”, a pani z przyległego budynku (widziałam!!!) nabrała wprawy i jednym zamachem z okna na drugim piętrze wyrzuca śmieci na teren „Terenu prywatnego”. Nawiasem mówiąc, kiedy burmistrz sprzedawał ten kwartał, członkowie Komisji Gospodarki RM Żagania zapewniali nas, radnych nie pracujących w tej Komisji, że to świetny interes dla miasta. Powstanie nowy ratusz – siedziba władz miasta, galeria handlowa, wspaniałe sale konferencyjne i podziemne garaże.
Prawdę mówiąc, byłam przeciwna tej inwestycji. Mój zmysł estetyki cierpiał, na myśl, że w środku starówki powstanie kwartał ze szkła i aluminium, co na zawsze – wtedy tak myślałam- zaburzy urodę staromiejskiej zabudowy. Teraz, gdy pięć lat wyznaczone na powstanie obiektu mija, a zamiast kwartału zabudowanego szkłem, mamy szpetną dziurę, zaczynam żałować, że projekt nie doszedł do skutku. Zwłaszcza po tym, jak widziałam takie obiekty w centrum starego Wiednia, na szacownej starówce czeskiej Pragi, w Berlinie, czy też w doskonale utrzymanym, zabytkowym w całości partnerskim Netphen.
W szklanej tafli plomby, uzupełniającej wyrwę powojenną w zabytkowej substancji Wiednia, przeglądają się i odbijają sąsiednie secesyjne kamienice i dzięki temu, szklano – aluminiowy zgrabnie wykończony piaskowcem obiekt, zlewa się w jedno, ginie, jest niemal niewidoczny i … doskonale się komponuje ze starówką!
Wracając do dziury w naszym Rynku. W związku z tym, o czym piszę powyżej, nie znam szczegółów umowy zawartej pomiędzy miastem a kupującym. Nie wiem, co w niej zawarto (i, czy zawarto?), na wypadek, gdyby właściciel placu nie zrealizował umowy. Mam nadzieję, że radni zechcą zapoznać się z tym dokumentem. Może tam jest jakieś sensowne rozwiązanie. Jeśli jednak nie ma i miasto nie zabezpieczyło swoich interesów, to jak zmusić właściciela do zasypania dziury?
Propozycję właściciela działki, żeby miasto zasypało dziurę uważam za tupeciarską, że ho, ho! Zasypywanie powinno nastąpić na koszt wyłącznie właściciela dziury. Że, w planach zagospodarowania przestrzennego nie ma w tym miejscu skweru?! A, dziura zarośnięta samosiejką pełna śmieci i szczurów w planach zagospodarowania przestrzennego jest !?!
Jeśli w umowie nie ma nic, co pomogło by miastu odzyskać dziurę w Rynku i zasypać ją, to pozostaje nam tylko jedno. Mianowicie, mamy przepisy prawa, dzięki którym miasto może egzekwować od właściciela posesji, aby była ona utrzymywana w należytym porządku. W zimie zaś przyległe do niej chodniki odśnieżane. To ja proponuję co tydzień wysyłać do właściciela dziury w Rynku Straż Miejską z nakazem uporządkowania „Terenu prywatnego”. Po tygodniu Straż Miejska sprawdza. Dziura nie uporządkowana, nieestetyczna ?? MANDAT. Najwyższy z możliwych, wszak posesja w samym centrum straszy i szpeci.
W następnym tygodniu Straż Miejska sprawdza stan posesji. Nieuporządkowana? Nieestetyczna? MANDAT. Straż Miejska ma czas, odwiedza właściciela „Terenu prywatnego” co tydzień. Do miasta wpływają pieniądze z mandatów, zbieramy na zasypanie dziury.
Proste? Proste.
A skoro już jesteśmy przy estetyce i wyglądzie miasta, mam sprawę do pani Konserwator Miejskiej i do Konserwator Wojewódzkiej. Jest jeszcze sprawa dworca autobusowego. Ale o tym już w kolejnym wpisie, żeby ten wpis nie przerodził się w niekończącą się opowieść.
Zacznę od Rynku. Od dziury w Rynku otoczonej wstrętnym, zardzewiałym, niebezpiecznym dla przechodniów, blaszanym płotem. Przechodzę obok niego – chciał, nie chciał – najmarniej dwa razy dziennie. Brudnej, zaśmieconej dziury w centralnym miejscu miasta, już nikt nie śmie nazywać placem budowy. Zdaje się, że czas minął. Właściciel działki miał pięć lat na budowę. Nie wykorzystał tego czasu zgodnie z umową. Teraz na płocie widnieje tabliczka: „Teren prywatny wstęp wzbroniony”, a pani z przyległego budynku (widziałam!!!) nabrała wprawy i jednym zamachem z okna na drugim piętrze wyrzuca śmieci na teren „Terenu prywatnego”. Nawiasem mówiąc, kiedy burmistrz sprzedawał ten kwartał, członkowie Komisji Gospodarki RM Żagania zapewniali nas, radnych nie pracujących w tej Komisji, że to świetny interes dla miasta. Powstanie nowy ratusz – siedziba władz miasta, galeria handlowa, wspaniałe sale konferencyjne i podziemne garaże.
Prawdę mówiąc, byłam przeciwna tej inwestycji. Mój zmysł estetyki cierpiał, na myśl, że w środku starówki powstanie kwartał ze szkła i aluminium, co na zawsze – wtedy tak myślałam- zaburzy urodę staromiejskiej zabudowy. Teraz, gdy pięć lat wyznaczone na powstanie obiektu mija, a zamiast kwartału zabudowanego szkłem, mamy szpetną dziurę, zaczynam żałować, że projekt nie doszedł do skutku. Zwłaszcza po tym, jak widziałam takie obiekty w centrum starego Wiednia, na szacownej starówce czeskiej Pragi, w Berlinie, czy też w doskonale utrzymanym, zabytkowym w całości partnerskim Netphen.
W szklanej tafli plomby, uzupełniającej wyrwę powojenną w zabytkowej substancji Wiednia, przeglądają się i odbijają sąsiednie secesyjne kamienice i dzięki temu, szklano – aluminiowy zgrabnie wykończony piaskowcem obiekt, zlewa się w jedno, ginie, jest niemal niewidoczny i … doskonale się komponuje ze starówką!
Wracając do dziury w naszym Rynku. W związku z tym, o czym piszę powyżej, nie znam szczegółów umowy zawartej pomiędzy miastem a kupującym. Nie wiem, co w niej zawarto (i, czy zawarto?), na wypadek, gdyby właściciel placu nie zrealizował umowy. Mam nadzieję, że radni zechcą zapoznać się z tym dokumentem. Może tam jest jakieś sensowne rozwiązanie. Jeśli jednak nie ma i miasto nie zabezpieczyło swoich interesów, to jak zmusić właściciela do zasypania dziury?
Propozycję właściciela działki, żeby miasto zasypało dziurę uważam za tupeciarską, że ho, ho! Zasypywanie powinno nastąpić na koszt wyłącznie właściciela dziury. Że, w planach zagospodarowania przestrzennego nie ma w tym miejscu skweru?! A, dziura zarośnięta samosiejką pełna śmieci i szczurów w planach zagospodarowania przestrzennego jest !?!
Jeśli w umowie nie ma nic, co pomogło by miastu odzyskać dziurę w Rynku i zasypać ją, to pozostaje nam tylko jedno. Mianowicie, mamy przepisy prawa, dzięki którym miasto może egzekwować od właściciela posesji, aby była ona utrzymywana w należytym porządku. W zimie zaś przyległe do niej chodniki odśnieżane. To ja proponuję co tydzień wysyłać do właściciela dziury w Rynku Straż Miejską z nakazem uporządkowania „Terenu prywatnego”. Po tygodniu Straż Miejska sprawdza. Dziura nie uporządkowana, nieestetyczna ?? MANDAT. Najwyższy z możliwych, wszak posesja w samym centrum straszy i szpeci.
W następnym tygodniu Straż Miejska sprawdza stan posesji. Nieuporządkowana? Nieestetyczna? MANDAT. Straż Miejska ma czas, odwiedza właściciela „Terenu prywatnego” co tydzień. Do miasta wpływają pieniądze z mandatów, zbieramy na zasypanie dziury.
Proste? Proste.
A skoro już jesteśmy przy estetyce i wyglądzie miasta, mam sprawę do pani Konserwator Miejskiej i do Konserwator Wojewódzkiej. Jest jeszcze sprawa dworca autobusowego. Ale o tym już w kolejnym wpisie, żeby ten wpis nie przerodził się w niekończącą się opowieść.
Komentarze
Prześlij komentarz