Szósty czerwca 2016 r. mimo, że w dacie same szóstki dzisiaj, po z górą czterdziestu latach odzyskałam wolność. Dzieci odchowane, czuję się spełniona, pora odpocząć. Zatem rzuciłam robotę!
Poszłam dziś rano do firmy, kiedy posłuchałam narzekań i bolączek, z jakimi borykają się moje koleżanki z pracy, presją i naciskami, z jakimi przyszło im się zmagać, decyzję podjęłam w sekund pięć. Po prostu szkoda zdrowia, szkoda nerwów, szkoda życia. Rzuciłam pracę w jednej chwili i... nie żałuję swojej „na wariata” podjętej decyzji.
Co będę robić? Najpierw na tydzień włączę lenia i poleniuchuję na maksa. Potem odgruzuję chałupę, nawet w miejscach, na które nigdy nie ma czasu. A później zajmę się życiem.
Myśl, że będę robić tylko to, co chcę, że nic nie muszę okazała się być bardzo przyjemna. Najmilsza jest myśl, że nie będę więcej spotykać niektórych (bo przecież nie wszystkich!) toksycznych ludzi, z którymi miałam ostatnio do czynienia, z którymi przyszło mi pracować. Przepracowałam w urzędzie pracy ponad czternaście lat. Nie żałuję ani jednej chwili tam spędzonej. Poznałam dzięki tej pracy wielu wspaniałych ludzi, bezrobotnych borykających się z biedą, bezrobociem, obniżeniem własnej wartości, oznakami wykluczenia, a mimo to fajnych, szlachetnych, miłych.
Poznałam też prawdziwe oblicze człowieka bez kręgosłupa, ulegającego naciskom. O takich ludziach zapomnę bez żalu, ale najpierw wystawię rachunek, żeby sprawę zamknąć do końca.
Poświęcę się w całości sprawowaniu funkcji przewodniczącej rady miasta, pisaniu do „Zeszytów Żagańskich”, do regularnego pisania bloga, pracom społecznym na rzecz miasta i jego mieszkańców, rodzinie i mojej jedynej, ukochanej wnuczce Alicji. Nie, nie zostanę „kurą domową” ! Nigdy nią nie byłam, zatem póki sił starczy będę pracować. Ale już nie tam. To rozdział prawie zamknięty. Prawie – bo są jeszcze rachunki krzywd.
Jest cudnie!
Komentarze
Prześlij komentarz