Jako człowiek (dzięki niebiosom) zdrowy, jak nie przymierzając przysłowiowy koń, rzadko bywam u lekarzy, a wcale nie bywam w zakładach rehabilitacyjnych, nic dziwnego, że nie znam „drogi przez mękę” i gehenny pacjentów, którzy muszą się z naszym systemem ochrony zdrowia zmierzyć. Ale temat „podrzucił” mi kolega radny, którego poproszono o pomoc i interwencję.
Otóż jeden, mały zakład rehabilitacyjny, działający w centrum miasta być może będzie musiał(po reformie radziwiłłowej), zamknąć podwoje i zostawić swoich pacjentów bez pomocy.
O tych zamożnych się nie martwię, ci już od dawna wyręczają NFZ i leczą się i rehabilitują za własne pieniądze. Martwię się o tych, których z rent i emerytur na leczenie prywatne po prostu nie stać.
Dzisiaj odwiedziła mnie w domu ponad osiemdziesięcioletnia pacjentka, korzystająca z usług wspomnianej wyżej placówki. Nie ma auta, nie ma dość pieniędzy, żeby kontynuować leczenie w innej placówce za własne pieniądze. Nie ma też terminu, na tyle szybkiego, żeby nie obawiać się, że prędzej zemrze, niż na leczenia doczeka w wydłużonej tymi zmianami kolejce.
Zapytacie: O co chodzi? Już tłumaczę.
Z pompą ogłoszona reforma systemu ochrony zdrowia związana z wprowadzeniem tzw. “sieci szpitali” miała być odpowiedzią na bolączki systemu. Jednak wbrew rządowym zapowiedziom, zmiany od początku budziły duże obawy, a kolejne sygnały z polskich szpitali zaczynają potwierdzać rosnącą skalę problemów.W wyniku zmian w finansowaniu placówek medycznych tysiące pacjentów zostało bowiem przysłowiowo “na lodzie”. Przy powszechnych długich okresach oczekiwania, wielu ludzie znalazło się bowiem w sytuacji, że podmiot, który miał zrealizować dla nich świadczenie stracił finansowanie przed terminem planowanej wizyty. Dotknięci zostali szczególnie pacjenci oczekujący na rehabilitację stacjonarną i fizjoterapię ambulatoryjną.
Oddziały NFZ nie były w stanie stworzyć mechanizmu przejściowego świadczenia usług i rozdały na nowo pieniądze w systemie, nie bacząc na dotychczasowe zobowiązania. Zaowocowało to panicznymi decyzjami. Pacjenci w całym tym zamieszaniu poczuli się zagubieni. Konieczność wyboru nowej placówki to nie tylko czas na dokonanie formalności, ale także ponowne ustawienie się w kolejce, co może oznaczać dalsze odwleczenie terminu wizyty. Winne zamieszaniu jest założenie sieci szpitali, że zmiany mają zostać wdrożone natychmiast, nie bacząc na realia usankcjonowane latami funkcjonowania poprzedniego systemu.
Nie bez znaczenia jest także to, że środki w ponad 90% zostają przekierowane do zawężonej grupy placówek – największych i z reguły publicznych, natomiast duża część podmiotów musi walczyć o to, co pozostało w kasie NFZ, w konkursach, które będą w wielkiej ilości rozstrzygane do połowy przyszłego roku. Problem z konkursami od początku był jednak taki, że nie przyznano wystarczająco środków, aby pokryć dotychczasowy zakres usług startujących podmiotów. W efekcie zniknięcie z mapy wielu placówek medycznych, przynajmniej w obrębie świadczenia usług nieodpłatnie (w ramach ubezpieczenia), jest nieuchronne.
Przy reformie nie założono okresów przejściowych ani biorących pod uwagę kolejki, ani nakładów inwestycyjnych poszczególnych placówek, a wiele prywatnych podmiotów podjęło się znacznych zobowiązań na tym polu. Zamieszanie wokół reformy nie będzie dotyczyć zatem tylko pacjentów, ale generalnego marnowania potencjału i czasu, ludzi, infrastruktury i sprzętu. Stracą pacjenci, straci budżet, stracą lekarze i przedsiębiorcy i nie będzie to miało związku z samym celem zmian systemowych, ale absurdalnymi metodami jego wdrażania. Najważniejszym elementem sytemu ochrony zdrowia jest pacjent, o czym zdaje się zapomniano. Podstawą jest świadczenie usług na wysokim poziomie i o dużej dostępności, a każda zmiana powinna być wdrażana w sposób jak najmniej dotykający pacjenta. Tego warunku nie udało się spełnić, po prostu nikt za bardzo się nawet nie starał, co jest w całej sprawie najbardziej rozczarowujące (Źródło: Dziennik)
I taka właśnie „niespodzianka” w wyniku reformy dotknęła wyżej wymienioną placówkę i jej pacjentów. Pani, która odwiedziła mnie w domu, prosząc o pomoc i interwencję, ma problem nawet z dotarciem na drugi koniec miasta w poszukiwaniu innej placówki, która zechce ją przyjąć w bliżej (raczej w dalej!) nieokreślonym terminie, o szukaniu w innym mieście pomocy z braku pieniędzy i zdrowia, szans nie ma żadnych. Jestem bezsilna! Jak mogę pomóc? Jak walczyć z machiną ministra Radziwiłła i jego „reformą” napisaną na kolanie i klepniętą na jednym z nocnych posiedzeń sejmu ???
Komentarze
Prześlij komentarz