Ja naprawdę jestem
niespotykanie spokojny człowiek. Głupota prędzej mnie rozbawi niż zdenerwuje, ale nawet moja pobłażliwość ma swoje granice. Tym
razem mnie poniosło.
Na swoje usprawiedliwienie mam
to, że od czterech tygodni przykładnie siedzę w domu. Wychodzę
rzadko i tylko wtedy, kiedy muszę. Nie spotykam się z
przyjaciółmi, nie byłam w Karkonoszach, w Klubie w parku ani w
lesie. Jednym słowem - poddałam się rygorom nawet tym najgłupszym
– bo zamknięcie lasów i parków za głupotę uznaję i basta!
Ale ad rem. Jeszcze wczoraj
chodziliśmy po mieście bez maseczek. W dużych sklepach, wpuszczani po
sześć osób karnie trzymaliśmy odległości. To samo dotyczyło
też aptek. Dzisiaj pognało mnie do apteki właśnie. Nie dla
kaprysu, a z potrzeby.
Apteka była pusta. Ani
jednego klienta. Przy ladzie za szybą stoi pani przyodziana w
przyłbicę. Ja przepisowo w maseczce i rękawiczkach przekroczyłam próg. Tuż za
progiem przyklejono do posadzki zółto- czarną taśmę
ostrzegawczą. Pani zza lady woła: Proszę zostać na wyznaczonej linii !
Stanęłam jak wryta.
- Tak od progu załatwimy
sprawę?- pytam lekko poirytowana.
- Tak!
-Będę chciała zapłacić
kartą, jak to zrobimy z tej odległości?
-Wtedy pani podejdzie – pada
zza lady. To co wczoraj było w porządku (zachowanie bezpiecznej
odlegości, rękawiczki) dzisiaj nie wchodzi w grę! Ona za szybą i
w przyłbicy, ja w maseczce i rękawiczkach wcale nie chcę jej przytulać. Mam
stać, jak zadżumiona przy drzwiach i pokrzykiwać, co chcę kupić
(za mną już czeka kolejna klientka) i zero intymności. Ale już
kartę płatniczą mogę przytulić z bliska.
Odwróciłam się na pięcie i
wyszłam, mrucząc pod nosem mocno niecenzuralne słowa. Pójdę do
innej apteki i to dopiero wtedy, gdy fala głupoty opadnie do
poziomu, który potrafię znieść i obśmiać.
Komentarze
Prześlij komentarz